WFTS

1.

Obraz był niestabilny. Piksele się mieszały, fragmenty kadru zamierały, czasem traciły ostrość. Z dźwiękiem problemów nie było, z wyjątkiem kilku krótkich przesterów.

– Mars 2 jest w budowie. To będzie piękne osiedle. Nie baza, a osiedle. Ale nie będę na to tracić czasu. Wszystkiego dowiesz się od Goldy. Wiesz, że to może być moja ostatnia wiadomość przed koniunkcją, dlatego opowiem ci o czymś naprawdę ważnym.

Alice Floyd odebrała nagranie w swoim domu. Wpatrywała się w uśmiechniętą twarz siostry z zaciśniętym gardłem. Zdawała sobie sprawę, że nadchodzące ustawienie planet spowoduje przerwę w komunikacji na kilka tygodni i było to coś, co ją przerażało. Kate była na Marsie od trzech lat i podczas poprzedniej koniunkcji nie wydarzyło się nic złego. Mimo to Alice czuła niepokój.

– Güner się wreszcie ode mnie odczepił – kontynuowała Kate. – Ja wiem, że to dobre, niemieckie ciacho. Tak, wiem, mi też się chce, też mam potrzeby. A powiem ci, że czeka tam na jakąś szczęściarę prawdziwa maczuga. Uwierz mi, widziałam. – Alice zaniosła się śmiechem. Z ulgą przyjęła zmianę tematu na mniej doniosły.

– Ale nie z nim, o nie. Myślę, że jakby mi to wsadził, to nie wiem, czy myślałby o mnie, czy szukałby lustra, żeby na siebie popatrzeć.

Kate jeszcze przez chwilę opowiadała o zaletach potencjalnych marsjańskich kochanków. Potem płynnie przeszła do omówienia krągłości koleżanek z misji, szczególnie Anny Damaszek, zgrabnej pani astrobiolog. Alice śmiała się szczerze, bo jej siostra miała prawdziwy talent oratorski.

– Niezły z ciebie mówca – mruknęła Alice, wycierając łzy wesołości. Kate była nie tylko genialnym inżynierem. Cały świat ją uwielbiał. Każde jej słowo dziennikarze spijali jak miód w nadziei na oświecenie. Nawet politycy miękli pod wpływem czarodziejskiego uroku genialnej astronautki. I to wszystko mimo głęboko skrywanego smutku. Tak głęboko, że mistrzowie kosmicznej psychoanalizy nigdy się nie połapali, że Kate pałała do świata nienawiścią. Tylko Alice znała prawdę o siostrze.

– Kiedy skończy się koniunkcja, u nas zacznie się wiosna – Kate mówiła dalej. – Temperatura około minus stu dwudziestu. Drżę z podniecenia – ironicznie podsumowała Kate. – No dobra, żartowałam. Tym razem faktycznie nie mogę się doczekać. Dużo się u nas wtedy zmieni. Czekamy na wiosnę, pamiętasz?

Alice pamiętała doskonale. “Czekając na wiosnę” w języku sióstr oznaczało prawdziwą zmianę i to na lepsze. Wspomnienia związane z tym zdaniem były trudne, niejednoznaczne i bolesne, ale tchnęły nadzieją i nie pozwalały zapomnieć o sile ich siostrzanej miłości.

– Czeka mnie mnóstwo pracy, więc nie wiem, kiedy znowu znajdę chwilę, żeby się odezwać – podsumowała Kate. – Ta wiosna będzie bardzo długa.

Kate nie opanowała łez i wiadomość zakończyła się rzewnym pożegnaniem.

– Kocham cię – powiedziała Alice do czarnego ekranu.

A.

Dziesiątka astronautów zasiadła w mesie. Roboty zajęły się przygotowaniem posiłku, a Kate uruchomiła projektor.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – oznajmiła, robiąc zbliżenie na plac budowy. – Teraz najtrudniejsze zadanie to pokrycie zadaszenia stałym dwutlenkiem węgla. Mamy całą wiosnę, dopóki temperatura się nie podniesie i lód nie zacznie gazować. Proponuję zacząć od jutra. Võ Thị Ánh, czy jesteś gotowa?

– Pewnie, że jestem – zapewniła wietnamska mistrzyni robotyki. – Kiedy wy się zabawialiście internetem, ja zbudowałam następne jednostki robocze. Możemy zwolnić z mojego zespołu Aidena. Niech się zajmie komunikacją z satelitami.

– Dobry pomysł – uznała Kate.

– Powiedz prawdę Võ Thị – zagadnął Aiden. – Po prostu nie chcesz mnie u siebie.

– Oczywiście. Drażni mnie twoje śpiewanie.

Przez salę przetoczył się serdeczny śmiech. Wbrew pozorom, Aiden śpiewał bardzo ładnie, ale zdecydowanie za często.

Ustalając szczegóły rozbudowy Marsa 2, Kate czuła się jak kapitan żaglowca, który właśnie nabierał wiatru w żagle.

– Oprócz kwestii technicznych, jaki będzie następny krok? – zapytał Güner.

– Sądziłam, że jesteśmy zgodni?

– Jesteśmy. Doszedłem tylko do wniosku, że nieważne co zrobimy, nasza sytuacja nie ulegnie zmianie. Przed nami stoją ciągle te same zadania. I te same trudności.

– Zgadza się. Musimy zrobić wszystko, żeby dostawa z Ziemi nie spóźniła się.

2.

Przed wejściem do gmachu ISA czekali fotoreporterzy. Ostre światła kamer oślepiły Alice, a wrzawa chaotycznych pytań ją ogłuszyła. Do akcji wkroczyła Golda Szewe, dyrektorka agencji, której potężny głos uciszył rozgorączkowane towarzystwo.

– Alice odpowie na kilka pytań, ale proszę po kolei. – Golda wskazała pierwszą dziennikarkę.

– Podczas ostatniej odsłony procesu Red Origin kontra ISA, przedstawiciel korporacji powiedział, że “Elon Musk przewraca się w grobie, a jego spuścizna została zbrukana”. Co o tym sądzisz?

– Sądzę, że to gruba przesada. Prywatni kontraktorzy muszą funkcjonować w ścisłych ramach prawnych. Nie można sobie pozwolić na dowolność w interpretowaniu prawa.

– Prawnicy Red Origin argumentują, że funkcjonujemy w przestarzałym systemie prawnym, który należy dostosować do nowych warunków. 

– W tym punkcie się z nimi zgadzam, ale kierunek ich analiz idzie w bardzo złą stronę. Zarówno ja, jak i ISA stoimy na stanowisku, że na Księżycu pracują ludzie z Ziemi, w związku z czym obowiązuje ich prawo stworzone na Ziemi i tylko takie ma moc wykonawczą.

– A co będzie, jeśli kiedyś pojawią się ludzie z Księżyca? Albo z Marsa?

Alice już nie raz słyszała ten argument i za każdym razem gryzła się w język, żeby nie odpowiedzieć opryskliwie.

– To argument populistyczny – powiedziała spokojnie. – Warunki fizyczne ziemskiego satelity nie pozwalają na urodzenie żywego człowieka, że o normalnym rozwoju biologicznym nie wspomnę. To tyle, co miałam do powiedzenia w tej kwestii. Proszę o następne pytanie.

– International Space Agency zapowiedziało zmiany w składzie piątej misji marsjańskiej. Czy planujesz dołączyć do siostry?

– Nie. Nigdy nie chciałam lecieć na Marsa. To Kate marzyła, by podbić nowy świat, nie ja. Moim miejscem jest sala sądowa, a moim życiem prawo kosmiczne. Dodam tylko, że dyrektorka Szewe obiecała, że dostanę wreszcie większe biuro.

– Dementuję – odparła jak zawsze poważna Golda.

Dziennikarze zareagowali śmiechem i natychmiast poderwali się do walki o następne pytanie. Szewe opanowała zgiełk i ogłosiła koniec wywiadu.

– Co myślisz o ruchu WFTS? – przebiło się pytanie z tłumu.

– Powiedziałam, że to koniec – zagrzmiała Szewe.

– Golda, zaczekaj. Chciałabym odpowiedzieć. – Alice zwróciła się do dziennikarzy i poczekała, aż umilkną.

– Mówi się, że WFTS to ruch społeczny, który domaga się uczciwego podziału dóbr zdobytych w kosmosie, lecz to nieprawda. Ludzie, którzy atakują rządowe serwery i sabotują pracę naukowców, nie zasługują na miano społeczników. To anarchiści opłaceni przez korporacje zainteresowane zbijaniem majątku na dobrach pozyskanych w przestrzeni kosmicznej.

Na tym rozmowa się skończyła. Mimo protestów dziennikarzy, Alice i Golda opuściły przedsionek. Błoga cisza połknęła Alice, kiedy zamknęły się drzwi do kancelarii dyrektor. Prawniczka z przyjemnością wtopiła się w miękkość fotela.

– Co tam u Kate? – zagadnęła Szewa.

Alice zrelacjonowała temat maczugi niemieckiego astronauty i tyłka polskiej astrobiolog. Golda się uśmiała, co znaczyło, że sprawa musiała mieć potencjał komediowy.

– Skoro pierdoły mamy za sobą, przejdźmy do najważniejszego – postanowiła Golda. Alice wręczyła jej plik dokumentów i pokrótce omówiła przebieg sprawy.

– Sama widzisz, że utkniemy w tym bajzlu na wieki – podsumowała. – Red Origin upiera się, że może sprzedawać z pominięciem Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej. Opierają się na amerykańskiej Ustawie o Kosmosie z dwa tysiące piętnastego. Paranoja.

– Wiesz, że mają szeroki posłuch w Kongresie.

– Wiem, ale nie zmienia to faktu, że taka argumentacja jest wyssana z palca. Każdy kraj może sobie napisać własne prawo i stwierdzić, że należy do niego to, co wykopie w kosmosie. To nie znaczy, że tak być powinno.

– Musimy trzymać się linii ustalonej przez agencję.

– Wiesz, że mam wątpliwości.

– Przecież sama pracowałaś nad stanowiskiem ISA.

– Ja tylko wygładziłam to, co narzuciły nam rządy. Ich koncepcja jest również bardzo daleka od ideału.

– Sprawa z Red Origin to jedno, ale pozostaje kwestia WFTS.

Alice ponownie westchnęła. Dryfując w kierunku tak niejasnych zagadnień, jej organizm doznawał reakcji psychosomatycznej. Mówiąc wprost, chciało jej się rzygać.

– Publiczne mówienie, że to najemnicy korporacji nie przysporzy nam zwolenników.

– A co innego mam mówić?

– Alice, Kongres podejmuje decyzje jak chce, ale kiedy na ulicy rośnie tłum, politykierzy zaczynają się martwić o następną kadencję. Na tym polega siła ruchów oddolnych, wiesz o tym doskonale.

Alice poczuła się zrugana i zamilkła.

– Nie możesz publicznie się tak wypowiadać. Czy ty wiesz, co już o nas piszą? – Golda włączyła odpowiednie strony i podała Alice tablet.

Internet, a szczególnie socjalmedia oferowały wiele artykułów, ale żadnych konkretów. Nie wiadomo gdzie i kiedy po raz pierwszy pojawiły się memy związane z “waiting for the spring”. Najczęściej funkcjonowały one pod postacią ideogramu, który łączył w sobie cztery litery wpisane w wizualizację marsjańskiego globu. Co miał ruch wspólnego z Marsem, tego nie wiedział nikt, choć teorii spiskowych powstało mnóstwo. Każda kolejna była wymyślniejsza i każda kolejna prezentowała podłoże kulturowe jej autora. Pojawiło się wielu internetowych wieszczów, którzy za pomocą WFTS przepowiadali koniec świata, koniec cywilizacji zachodu, wschodu, europejskiej, arabskiej, chrześcijańskiej, islamskiej, buddyjskiej, technicznej i ogólnie ziemskiej. W roli czarnego charakteru najczęściej obsadzano ISA, która jawiła się spiskowcom jako bezduszna machina, wysysająca kapitał z zaangażowanych państw, nie dając nic w zamian. Dyrektorkę agencji często zestawiano z Billem Gatesem, który podobno miał czipować ludzi w celu dokonania depopulacji Ziemi.

– Co za bzdury. – Alice miała dość. Jej codziennością był kontakt ze znamienitymi umysłami, z najlepszymi technologiami, lecz przede wszystkim jej codziennością była wizja. Wizja ludzkości zdobywającej gwiazdy, ludzkości wznoszącej się ponad małostkowość, przezwyciężającej podziały w celu odkrywania tego, co nieznane. Przeglądając odmęty internetu zobaczyła antytezę wszystkiego, co stanowiło dla niej jakąkolwiek wartość. 

Nagle na ekranie wyświetlił się komunikat awaryjny serwera ISA. Nastąpił brak łączności z siecią. Alice wykonała standardowe kroki, czyli odświeżyła stronę, zrestartowała tablet, ale po ponownym włączeniu stan aplikacji się pogorszył. Zamknęły się wszystkie panele kontrolne i okna systemowe. Ekran przybrał piaskową barwę, a na jego środku pojawiło się logo “waiting for the spring”. Nie trzeba było długo czekać, zanim zadzwonił telefon. Golda odebrała i jej twarz nabrała popielatej barwy.

– Serwery ISA został zaatakowane – poinformowała. – Zrób backup danych na jakimś nośniku fizycznym.

B.

Według umownego kalendarza marsjańskiego planeta znalazła się punkcie długości słonecznej zero stopni i zaczęła się wiosenna równonoc. Przed załogą Mars 1 rozciągała się perspektywa około stu dziewięćdziesięciu wiosennych soli, zanim planeta wejdzie w punkt dziewięćdziesięciu stopni, czyli przesilenia letniego. 

Kate przepełniała radość i energia. Szybkim ruchem opuściła śluzę i pewnie stanęła na gruncie. Już dawno przywykła do trzykrotnie mniejszej grawitacji, ale niezmiennie czuła się na powierzchni Marsa jak dziecko na placu zabaw.

Mila Daquin czekała przy lotoplanie.

– Według LST zaraz będzie dwunasta – poinformowała.

– Początek wiosny – odrzekła Kate z uśmiechem.

Astronautki wsiadły do kabiny.

– Jest dobra pogoda, dotrzemy na miejsce szybciej niż zwykle.

Silniki startowe wznieciły gęstą kurzawę, która przesłoniła widok na bazę. Na wysokości trzystu metrów komputer zidentyfikował najbardziej optymalne ciśnienie, rozłożył dodatkowe skrzydła i uruchomił wirniki. Po godzinie lotu zza wzgórza wyłonił się niewielki krater. Nadlatując nad miskę impaktową, Kate z zadowoleniem przyjrzała się postępowi prac. Potężne wysięgniki drukarek kładły ostatnie warstwy zadaszenia modułów mieszkalnych. Drobne figurki robotów krążyły między okrągłymi bryłami, jak mrówki. Niby chaotycznie i bez celu, ale w rzeczywistości pracowały z matematyczną precyzją.

– Przyznam ci się do czegoś – zagadnęła Mila z pięknym, francuskim akcentem. – Nie sądziłam, że to się uda.

– Cóż, osiedle jest większe, niż początkowo zakładaliśmy, ale synteza piroksenów się sprawdza.

Lotoplan miękko osiadł na klepisku. Gdy astronautki wynurzyły się z brzucha pojazdu, Kate wzięła głęboki wdech, jakby oddychała marsjańskim, a nie sprężonym w zasobniku powietrzem.

– A co u twojej siostry?

– Zmaga się z Red Origin.

– Jak myślisz, co zrobi?

– To, co uzna za słuszne.

– Postąpi zgodnie z prawem?

– Zależy z którym.

3.

Golda Szewe przyjechała do Alice w towarzystwie pana w garniturze. Dyrektorka miała podkrążone oczy i wyglądała, jakby od miesiąca nie zmrużyła oka.

– To agent Jawnes – powiedziała Golda. 

– Pani Floyd – zaczął agent i przekroczył próg. – Mamy nakaz przeszukania posiadłości i zarekwirowania prywatnych rzeczy pani siostry. – Zaskoczona Alice nie zdążyła zaprotestować. Wciśnięto jej w rękę papier i do środka wlali się agenci w gumowych rękawicach. Alice oceniła, że nakaz był zgodny z prawem.

– Co się dzieje? Czego oni szukają?

Wyjaśnienie nie było pocieszające.

– Czy rozpoznaje pani mężczyznę z tych fotografii?

Alice przyjrzała się wydrukom. Zobaczyła niezbyt przystojną, lecz intrygującą twarz o przenikliwych oczach. Na dwóch fotografiach mężczyzna występował w towarzystwie Kate.

– Tak, to znajomy ze studiów. Mateo. Nie pamiętam nazwiska.

– Sánchez – uzupełnił Jawnes. – Kiedy ostatni raz miała pani z nim kontakt?

– Dawno temu. Na pogrzebie Anabelle, jeśli dobrze pamiętam.

– To była partnerka pani siostry, tak? Śmierć w wyniku samobójstwa.

– Tak. Została zgwałcona, a winowajca uniewinniony. Możecie mi wreszcie wytłumaczyć, o co tutaj chodzi? – Nerwy Alice wisiały na włosku. Drażnił ją tumult, jaki czynili agenci, przeszukując dom. Nie chodziło nawet o bałagan, a raczej o natrętny dźwięk otwieranych i zamykanych szafek.

– Alice, panowie mają poważne podstawy – podjęła Szewe – by podejrzewać, że Mateo Sánchez jest odpowiedzialny za atak na ISA. Prawdopodobnie jest związany z ruchem WFTS.

– Był wielokrotnie karany za cyberprzestępstwa. Badamy wszelkie ślady jego działalności, dlatego jesteśmy tutaj.

– Co się właściwie stało?

Szewe głęboko westchnęła. 

– Nie jest dobrze, Alice. Straciliśmy algorytmy lotów załogowych. Wszelkie wyliczenia, plany techniczne, wszystko albo zniknęło z bazy danych, albo zostało zaszyfrowane.

– Przecież bez tego nie wyślecie piątego składu.

Golda nie musiała potwierdzać.

– Pani Floyd. Alice – powiedział Jawnes. – W ostatnim nagraniu twoja siostra użyła sformułowania “czekając na wiosnę”.

– Przeglądacie prywatne wiadomości?

– W tej sytuacji, kochana – wyjaśniła Golda.

– Z nagrania wynika, że ma to związek z jakimś wydarzeniem z waszej przeszłości – podjął Jawnes. – Proszę mi to wyjaśnić.

– Mówiłyśmy to sobie zawsze, gdy działo się coś złego. Miałyśmy po kilkanaście lat, czternaście, piętnaście. Nie mogłyśmy się doczekać szesnastki, a nasze urodziny wypadają na wiosnę, pod sam koniec marca.

– Dlaczego?

– Bo wtedy, według prawa, mogłyśmy wreszcie zadecydować, co ze sobą zrobić. A my chciałyśmy jak najszybciej opuścić dom dziecka. Stąd się to wzięło, “czekając na wiosnę”.

Skojarzenie z ruchem WFTS narzucało się samo, szczególnie biorąc pod uwagę udział Kate w misji marsjańskiej. Wszystko to spowodowało, że coś dziwnego drgnęło w piersi Alice. Jakaś brzęcząca struna połączyła głowę z sercem i żołądkiem, doprowadzając do rozstroju cały organizm. Zmiana wątku nie pomogła się opanować.

– Opowiedz mi o waszej działalności w Civil Rights Movement.

– Działałyśmy w CRM razem przez całe studia. Dla Kate miało to wymiar głęboko osobisty. Zrezygnowała dopiero, gdy dostała się do programu NASA. Nie miała czasu na aktywne działanie. Ja miałam przerwę, gdy zaszłam w ciążę, ale szybko wróciłam. Potrzebowali dobrych prawników. Na pewno to wiecie.

Alice zauważyła, że agenci wynoszą całe kartony, wypakowane przedmiotami siostry. Jawnes wychwycił spojrzenie i szybko wyjaśnił.

– Rekwirujemy prywatne rzeczy Kate, szczególnie nośniki danych i dokumenty. Wszystko zostanie poddane badaniu.

– Nawet bielizna?

– Chodzi o biologiczne ślady kontaktów seksualnych.

– Zwariowaliście?

– Proszę, Alice, nie denerwuj się – uspokoiła Golda. – To bardzo delikatna sytuacja. Jeśli się okaże, że dowódca misji marsjańskiej miała powiązania z grupą terrorystyczną, będziemy usmażeni.

– A co mogą nam zrobić? ISA to agencja międzynarodowa, podlega pod ONZ.

– Znacjonalizują nas, zanim się zorientujemy, jak głęboko siedzimy w bagnie.

– Na szczęście to nie jest takie proste, ale niech ci będzie. Ostrzegam tylko, że nie pozwolę oczerniać Kate. Mam świadomość, że to źle wygląda, ale nie ma dowodu, że Kate jest czemuś winna. Moja siostra jest całym sercem oddana misji, przecież wiesz, Golda. – Dyrektorka przytaknęła. – Jest najlepsza z nas wszystkich. Biorąc pod uwagę, co przeszłyśmy w dzieciństwie, jej życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Ale ona, zamiast ćpania, wybrała działalność społeczną i naukę. Nawet kiedy byłyśmy prawie bezdomne, nie opuściła ani jednej godziny zajęć na studiach. Zresztą, gdyby naprawdę było w tym coś podejrzanego, to NASA nie wzięłaby jej do programu.

Jawnes wysłuchał Alice uważnie, ale minę miał nieprzeniknioną. 

– Wtedy nie wiedzieliśmy o powiązaniach Kate z Sánchezem.

– Powiązania, to za dużo powiedziane. To był kolega ze studiów. Nie przypominam sobie, żeby Kate była z nim blisko.

– Całe szczęście – skomentowała Szewe.

Jawnes łatwo nie odpuścił. Dopytywał o różne szczegóły z przeszłości. A to o jakąś imprezę, a to o jakiś protest, a to o jakiś wyjazd. Alice odpowiadała szczerze, niczego nie kryjąc.

– Będziemy cię potrzebować – powiedziała na odchodne Golda – jeśli się okaże, że Kate maczała w tym palce. O ile Kongres nas nie zamknie.

– Niech spróbują.

 C.

Kate uwielbiała akcent Slobo. Mimo wielu lat spędzonych w Stanach, inżynier nigdy nie pozbył się typowo słowiańskich zmiękczeń. Niski głos w połączeniu z dźwięcznymi głoskami dawał bardzo kontrastowy efekt. Słuchając Slobo, Kate wyobrażała sobie armię maszerujących szkieletów, grających na kotłach i piszczałkach.

– Maksymalnie trzydzieści sześć osób, a i to przy założeniu, że ograniczymy powierzchnię ładowną – oznajmił Slobo. Kate przygryzła wargę.

– Jak bardzo niekomfortowe to będzie?

– Bardzo. Przypadną dwa metry kwadratowe na osobę. Przez kilka miesięcy będzie to trudne do zniesienia. A potrzebujemy ich tutaj w pełni formy, szczególnie psychicznej. Sugerowałbym znaczne ograniczenie tej liczby.

– Czego potrzeba, żeby jednak zmieścić tyle osób i zapewnić im minimum komfortu.

– Cudu. Jeśli mają wyruszyć za rok, to nie ma możliwości. 

Kate nie wierzyła w cuda. 

– Chyba że przesuniemy podróż na za trzy lata – powiedziała.

– Tak, to by rozwiązało problem.

– Ale nie damy rady czekać tak długo.

Slobo nie skomentował. Jako inżynier doskonale zdawał sobie sprawę z zagadnień technologicznych, a te jasno wskazywały braki materiałowe i konieczność dostawy z Ziemi. Siedzący obok Aiden wsłuchiwał się w rozmowę.

– Przypomnę tylko – dodał – że kończy się wymówka na milczenie. Za dwa dni koniunkcja będzie już za nami.

– Czyli musimy się szybko decydować.

Wyliczanie optymalnej ilości osób przypominało Kate budowanie zamków z piasku. Próbowała stworzyć idealny kształt, ale zawsze coś się rozsypało. Jak to w życiu.

4.

Czas przelewał się za oknem, lecz w domu jakby zamarł. Lekarstwem na wszechogarniający stupor okazało się żeglowanie na fali wspomnień. Alice uruchomiła laptopa i zanurzyła się w archiwalne foldery. Gdy znalazła nagranie z czasów studenckich, poczuł przypływ energii. Na filmie pojawiła się twarz Mateo Sáncheza w towarzystwie Kate i innych studentów. Alice była wtedy na trzecim roku prawa a Kate astrofizyki. Razem z działaczami Civil Rights Movement wyjechały do Europy. To rzadkie wydarzenie miało miejsce po śródrocznych egzaminach, a wyjazd sponsorowała organizacja. Kate miała przemawiać w Hiszpanii na temat dziedzicznej nędzy i wykluczenia osób biednych. 

Nagranie pochodziło z wieczornej imprezy na andaluzyjskiej plaży. Alice pamiętała tamten wieczór doskonale, szczególnie że sama go nagrała. Wpierw poprowadziła kamerę wzdłuż linii horyzontu, gdzie w oddali rysował się wyblakły kształt afrykańskiego wybrzeża. Słońce szybko zachodziło, zalewając morze pomarańczową poświatą. Z prawej strony migotały światła Gibraltaru, lecz tło filmu zrobiło się ciemne i niewyraźne, ponieważ w pierwszym planie pojawiły się drżące płomienie świec. Oprócz nich na stoliku piętrzyły się puste butelki i popielniczki wypełnione po brzegi niedopałkami. Studenci podnieśli wrzawę i pomachali do kamery. Alice usłyszała własny śmiech.

Był to rok, w którym Kate rozpoczęła aplikację do programu kosmicznego, a pierwsze kursy przygotowawcze już na nią czekały. Tamtego wieczoru wątkiem przewodnim było prawo, a konkretnie Traktat o Przestrzeni Kosmicznej ONZ. W wesołej atmosferze, napędzanej hiszpańskim winem, studenci roztrząsali hipotetyczne scenariusze kolonizacji innych planet i dostosowania ziemskiego ustawodawstwa na potrzeby osadników. Mateo był tym, który spekulował o możliwości funkcjonowania komercyjnych przedsięwzięć i sprzedaży marsjańskich surowców, natomiast Kate bardzo się tym pomysłom sprzeciwiała. Dowodziła, że zgodnie z prawem wszystkie planety są wyłączone nie tylko z jurysdykcji państw narodowych, ale też z kapitalistycznego szaleństwa Ziemian. Alice zachowała wtedy zimną krew i rozważała własne pomysły na uregulowania prawne.

To wspomnienie spowodowało, że rozsypane w czasie drobiny faktów połączyły się w całość. Alice włączyła nagrywanie i zaczęła mówić. Słowa odpalały z prawniczki, jak kolejne segmenty rakiety.

– Myślałam, że przemawianie na forum ONZ było najbardziej stresującym doznaniem w życiu. Myliłam się. Widzisz, Kate, zaczynam wątpić we wszystko, co wtedy powiedziałam. Zaczynam otwierać oczy na prawdę, której przez tyle lat nie mogłam pojąć. I wiem, co chcesz zrobić.

Umysł Alice pędził w przestrzeń, powodując ogromne przeciążenie. Prawniczka docisnęła pięści do skroni.

– Byli dziś u mnie agenci. Pytali o ciebie. I gdyby nie to, w życiu bym się nie domyśliła, co planujesz. Rozmawiałam z nimi szczerze, ale nie powiedziałam tego, o co nie zapytali. A ja przecież nie zapomniałam o niczym. Nie zapomniałam, co ci siedzi w głowie. Zawsze wiedziałam, że miałaś tę drugą stronę. Nie wtrącałam się, bo każda z nas potrzebowała swojego świata. Nawet nie próbowałam analizować. Pewnie wtedy miałaś kontakt z Mateo, prawda? Kryłaś się z tym, ale musiało tak być, żeby zachować tajemnicę.

Alice zamilkła na chwilę, żeby zrobić kilka wdechów.

– Kate, oszalałaś, wiesz o tym?

Plik pofrunął do interkomu ISA. Ze względu na krach serwerów, nieprędko miał się zameldować na Marsie.

– I co ja mam teraz zrobić? – Alice zapytała samą siebie.

 D.

Czerwień marsjańskiego nieba powoli gasła, a na firmamencie rozwinęły się wątłe, bladoszare smugi. Kate wpatrywała się w linię horyzontu, nad którą leniwie przesuwał się błyszczący kształt Phobosa.

– Spokojnie – powiedziała do siebie astronautka – to jeszcze nie oznacza porażki.

Koniunkcja dobiegła końca i serwery bazy Mars 1 zalał strumień plików. W komunikacji znalazło się miejsce na prywatne wiadomości dla załogi.

Kate odtworzyła nagranie siostry sześciokrotnie. Za każdym razem nie mogła wyjść z podziwu, że Alice tak łatwo ją rozpracowała. Bynajmniej nie było to pocieszenie. Astronautka wytłumaczyła sobie niezdecydowanie siostry chęcią ukrycia prawdziwych intencji przed innymi, którzy z pewnością obejrzeli jej video.

Komputer skojarzył nadawcę nagrania z innymi plikami i jako następny do odtworzenia zasugerował inny film, opisany tagiem “Alice Floyd”. Kate westchnęłą i włączyła odtwarzanie.

Na ekranie wyświetliła się pełna reporterów sala sądowa. Przed ławą sędziowską przemawiał adwokat Red Origin, grzmiąc na temat niesprawiedliwego traktowania firmy przez International Space Agency.

– Traktat wyraźnie stwierdza, że jego sygnatariusze muszą unikać wyrządzania szkody innym sondom lub bazom. Tym samym zakaz, który ISA próbuje wprowadzić, stoi w opozycji do treści traktatu. Ścisła reglamentacja lotów wahadłowych między bazami księżycowymi a Ziemią i embargo na prywatny wywóz surowców, w dłuższej perspektywie szkodzi integralności naszego przedsięwzięcia. Jesteśmy prywatnym konsorcjum, którego powodzenie zależy od sprzedaży wydobytych na księżycu kopalin. W tym kontekście szkodzi to naszej bazie, która musi mieć środki, aby zapewnić bezpieczeństwo załodze, a także umożliwić prowadzenie dalszych badań. Takie odgórne narzucanie przez ISA limitów jest niezgodne z konstytucją i zasadami wolnego rynku.

Kamery uchwyciły kamienną twarz Alice Floyd. Prawniczka zachowała profesjonalny spokój, lecz Kate znała siostrę doskonale. Wiedziała, że w środku Alice gotowała się z oburzenia.

Sędziowie wysłuchali mowy do końca i poprosili drugą stronę o zabranie głosu.

– W wypowiedzi mojego poprzednika znalazło się tyle błędów i półprawd, że sama nie wiem, od czego zacząć. – Alice mówiła spokojnie i rzeczowo, uważnie budując zdania. – Przede wszystkim Traktat został podpisany przez rządy państw narodowych, ale to nie one regulują ruch między Ziemią a Księżycem. Chciałabym przypomnieć, że to ISA zarządza księżycowym kolonializmem z upoważnienia ONZ. Agencja podejmuje decyzje zgodnie z interesem całej ludzkości, której przedstawicielami są rządy. A te nie mogą wyrazić zgody, aby ich rynki zalały tony kopalin o niezbadanej jakości, które nie posiadają odpowiednich atestów. A Red Origin uparcie odmawia poddania surowców badaniom, jak również, przypomnę, rakiety firmy nadal nie zredukowały emisji sadzy i tlenku glinu. Nasi zleceniodawcy nie chcą, aby na ich teren dostały się surowce o nieokreślonej jakości, które pochodzą od dostawcy regularnie uchylającego się od przestrzegania prawa. Jest to ważne również ze względu na wolnorynkowe zwyczaje, które pan tak często podnosił. Ceny, które oferujecie są po prostu podejrzanie niskie i stąd biorą się wątpliwości ISA, co do jakości towaru.

W kolejnym kroku Alice poddała w wątpliwość zasadność całego procesu. Według uznania ISA, w świetle zapisów Traktatu o Przestrzeni Kosmicznej, wszelkie środki wydobyte na innym obiekcie kosmicznym powinny być dystrybuowane proporcjonalnie do wkładu sygnatariuszy aktu, a płaceniem firmom prywatnym, powinny zająć się rządy odpowiednie dla miejsca zarejestrowania firmy.

– “Dla dobra ludzkości” – zacytowała Alice.

Kate z trudem obejrzała dwugodzinne nagranie do końca. Słuchając argumentacji konsorcjum miała ochotę splunąć. Niestety koncepcja drugiej strony też nie należała do krzepiących. Kate wiedziała, że jej siostra nie była architektem stanowiska ISA. Zakładało ono większą kontrolę rządów nad przepływem surowców i technologii między ciałami niebieskimi.

– To się już dzieje – powiedziała Kate, gdy w mesie spotkała Milę. – Na Księżycu zaraz zaczną stawiać mury. Potem będą do siebie strzelać. A potem przylecą z tym gównem do nas.

5.

Przed gmachem ISA pulsował kolorowy tłum. Nad głowami protestujących sterczały transparenty o treści często niecenzuralnej, lecz zawsze dotyczącej pazerności korporacji i rządów. Ludzie krzyczeli “uwolnić Księżyc”, “równy podział”, “precz z kosmicznym kapitalizmem”, “precz z polityką”. Przynajmniej jednych i drugich traktują na równi, pomyślała Alice. Oczywiście wszystko odbywało się pod sztandarem WFTS, którego logotypy ozdabiały większość banerów.

– Co oni mają z tą wiosną?

– Jeśli dobrze się orientuję, to na Marsie właśnie się zaczęła – odparła Fran. – Symbolika.

– Wiosna to zmiana, rozumiem – zastanowiła się Alice – ale na Marsie na wiosnę nie rosną kwiatki. Chyba, że uznać za wiosenną odmianę mniejszą intensywność burz pyłowych. Albo to, że lodowy dwutlenek węgla mniej paruje, bo jest zimniej.

– Alice, daj spokój. Nakręcasz się. Odreagowujesz salę sądową.

– Czego oni chcą? Żebyśmy prawo zastąpili anarchią?

Pytania były retoryczne. Większość tych ludzi nie miała pojęcia o niuansach systemów prawnych ani konsekwencjach zmian, jakich się domagali. Większość była tu po to, żeby sobie pokrzyczeć, wyładować złość, albo poderwać dobrą partię na noc. Część aktywistów przewalała się przez kawiarnię, w której Alice próbowała porozmawiać z przyjaciółką.

– Cieszę się, że się odezwałaś – powiedziała Fran, gdy na stole stanęła kawa. Prawniczka wreszcie straciła zainteresowanie protestem.

Z Fran znała się od lat, a ich przyjaźń miała dramatyczny początek. Córka Alice umarła na stole operacyjnym, a piętro niżej córka Fran potrzebowała nowego serca. Formalności załatwiono szybko i mała Lisa dostała drugą szansę.

– Nie odpowiedziałaś mi na maila.

– Kochana, przeceniasz moje możliwości – stwierdziła Fran. – Jestem programistką, tworzę gierki na socjalmedia.

– Spróbuj – nalegała Alice.

– Gdybym miała zgadywać, to powiedziałabym, że taka akcja wymagała udziału kogoś ze środka. Na ile się orientuję, oprogramowanie, które chroni sieć twojej agencji, jest zmienne. Nie da się go odszyfrować i uzyskać dostępu, bo nawet jeśli ci się uda, to za pięć sekund kod znowu się zmieni, a twoje dostępy znikną. Żeby zatrzymać rotację, musisz mieć klucz kwantowy, czyli konurbację cząstek odpowiedniego kształtu.

– To rozumiem. Co jeszcze?

– Tylko osoba zalogowana biometrycznie może wprowadzić zmiany w chmurze. Czyli potrzebny byłby ktoś, kto ma dostęp do sieci i uprawnienia do włączania nowych klientów. Taka osoba może wciągnąć hakera poza adaptywne kodowanie firewalla. Będąc w środku można narobić prawdziwych zniszczeń.

– Mówisz mi, że niemożliwe jest włamanie się do sieci ISA, a jednak ktoś tego dokonał.

– Mówiłam ci również, że przeceniasz moje możliwości. Jestem za cienka na takie historie.

– Cóż, przynajmniej niektóre sprawy nabierają sensu.

Alice chciała zadać kolejne pytanie, lecz wszechświat zadecydował o końcu pogaduszek. Telefon dostał drgawek w najmniej odpowiednim momencie. Połączenia z agencji nie można było odrzucić lekką ręką. Szczególnie w obecnej sytuacji.

W okularze wyświetliła się Golda Szewe, której mina, nomen omen, była marsowa.

– Alice, przykro mi to powiedzieć, ale straciliśmy kontakt z Marsem.

– To chyba żadne zaskoczenie, prawda? Trwa przecież koniunkcja.

– Koniunkcja już się skończyła. To jakiś nowy problem.

Alice zauważyła, że klienci kawiarni wpatrują się w naścienny ekran, na którym prezenter mówił coś niezwykle ważnego. Obok jego zmartwionej twarzy pojawił się widok na Marsa, nagrany przez satelitę jeszcze przed koniunkcją. Na dolnym pasku animował się napis “marsjańska baza zamilkła”.

– Początek wiosny na Marsie nie przyniósł nowej nadziei – prezenter filozoficznie zakończył relację.

Oddech Alice przyspieszył, gdy wróciła do rozmowy.

– Golda, musimy porozmawiać.

– Wybacz, ale nie mam teraz czasu. Problemy techniczne są…

– Golda, to nie może czekać. Chodzi o Kate. Wiem, co się dzieje.

Dyrektor agencji znała Alice dobrze. Trudno powiedzieć, czy się przyjaźniły czy nie, ponieważ Golda unikała zażyłości z pracownikami. Alice była wyjątkiem. Szewe lubiła jej towarzystwo, a przede wszystkim bezgranicznie jej ufała, co stanowiło prawdziwy ewenement. Dlatego szefowa nie miała wątpliwości, że jeśli prawniczka uznała coś za niecierpiące zwłoki, to musiało takie być.

E.

W sali konferencyjnej panowała trochę napięta, a trochę podniosła atmosfera. Astronauci wyglądali odświętnie, ponieważ pozwolili sobie na nadprogramowe pranie i prysznice. Attenborough, robot medialny, przygotował oświetlenie stołu i dopasował ustawienia kamery do zarejestrowania oświadczenia.

– Przewidujemy jakiś montaż? – zapytał Aiden.

– Spróbujmy bez – zaproponowała Mila – wyjdzie naturalnie.

– Też tak myślę – potwierdziła Kate. – Mamy przygotowane oświadczenie, ale chciałabym, żebyśmy mówili od serca. To, co naprawdę myślimy. Niech się potem na Ziemi martwią.

– Wszystko gotowe – rzekł robot. – Przy obecnym ustawieniu planet, gotowy plik dotrze na Ziemię w przeciągu czternastu minut.

– Grajmy – poprosiła Kate.

Dziesiątka astronautów zasiadła za stołem. Attenborough podał komendy:

– Kamera poszła, dźwięk łącz, akcja.

– Witajcie Ziemianie – zaczęła Kate z uśmiechem. – Pewnie zastanawiacie się, dlaczego okołomarsjańskie satelity zamilkły. Oszczędzę wam zmartwień i powiem wprost. To nasza robota. Przejęliśmy kontrolę nad wszystkimi urządzeniami, które orbitują wokół Marsa. Wszelkie zrobotyzowane urządzenia na powierzchni planety również są w naszych rękach. Nie musicie się zastanawiać, jak nam się to udało, z tego też nie będziemy robić sekretu. Pełną kontrolę uzyskaliśmy dzięki połączeniu sił z programistami ruchu WFTS. Działają z nami od lat i jeszcze długo będą działać.

– Ziemskie agencje wywiadowcze z pewnością dostały właśnie zawału – dodał Slobo – lecz chciałbym poprosić o rozwagę. WFTS nie działa na niczyją szkodę. Jest to ruch zaangażowany w wielką zmianę, jaką zamierzamy wprowadzić.

– Na Czerwonej Planecie zaczęła się wiosna – podjęła Anna Damaszek. – Jest to ważne dla realizacji naszego planu. Warunki panujące obecnie na Marsie pozwolą nam szybciej rozbudować Mars 2, a orbitalne położenie planet zabezpieczy nas przed reakcją ziemskich rządów. A domyślam się, że będzie nerwowa.

– Ja sądzę, że będzie najgłupsza z możliwych – odgadł Aiden.

Astronauci wymienili spojrzenia, jakby szukając potwierdzenia, że należy mówić dalej. Widząc panującą zgodę, dowódca bazy ogłosiła:

– Deklarujemy suwerenność wobec ziemskich rządów i przejmujemy pełną kontrolę nad planetą Mars.

6.

Golda przyciskała dłonie do piersi. Miała problem z oddychaniem i nie mogła przełknąć gęstej śliny. Alice podała jej szklankę wody, a potem wyjęła z biurka paczkę papierosów, którą nielegalnie trzymała na czarną godzinę. Szewe z wdzięcznością przyjęła jedno i drugie.

– Zrobiła dokładnie tak, jak powiedziałaś – wydyszała.

– Słuchajmy dalej – poprosiła Alice.

Świat zamarł, oglądając twarz uśmiechniętej Kate Floyd. Jej słowa jak zwykle omijały bariery nawet najbardziej gruboskórnych polityków, którzy doświadczali właśnie przebudzenia w nowym świecie. Astronautka wykładała własną koncepcję organizacji marsjańskiego osadnictwa.

– Odtąd nie jesteśmy już kolonią. Nie będziemy podlegać żadnej ziemskiej organizacji państwowej, ani prywatnej. Rezygnujemy z ziemskich praw obywatelskich. Nasza cywilizacja zostanie oparta na wartości człowieka, a naszą walutą będzie nasz rozum. Naszą strukturę oprzemy na hierarchii naturalnej a legislację na podstawowych prawach człowieka. Nic więcej nam nie potrzeba.

– Przejdziemy teraz do konkretów? – zapytała Mila Daquin.

– Tak – postanowiła Kate. – Po pierwsze. Podczas następnego okna startowego wystrzelimy rakietę, na pokładzie której na Ziemię wróci trójka z nas. John Shui-bian, María Gόmez i Võ Thị Ánh postanowili, że nie będą kontynuować misji w obecnej sytuacji.

– Ja tylko wyjaśnię, że zgadzam się z postulatami zespołu – wyjaśniła María Gόmez – ale pozostanie na Marsie oznaczałoby porzucenie rodziny. 

– Myślę tak samo – dodała Võ Thị Ánh.

– Kolejna sprawa – ciągnęła Kate – to piąta misja, która za rok miała wyruszyć na Marsa. Razem z tym nagraniem, ISA otrzymała plany przebudowy statku oraz listę dwudziestu trzech osób, które powinny do nas dołączyć. Są to wyselekcjonowane przez nas osoby, które współpracują z nami w celu realizacji idei nowego osadnictwa marsjańskiego. Dodajemy także harmonogram przyjmowania osadników w następnych latach.

– W załącznikach znajdują się propozycje dokumentów, regulujących wymianę handlową i technologiczną między Ziemią a Marsem – kontynuował Aiden Lavoie. – Przypomnę tylko, że nie podlegamy już ziemskim prawom, a dokumenty są uprzejmością, abyście tam na Ziemi całkiem nie pogubili się w nowej sytuacji. Przewidujemy również rekompensatę dla rządów za koszty poniesione w dotychczasowej realizacji misji marsjańskich.

Pałeczkę przejął Rui Cheng.

– Możecie przyjąć nasze stanowisko, albo wejść na drogę konfliktu. Jesteśmy na taką ewentualność przygotowani. Wiemy, że posiadacie wszelkie środki, by nam zagrozić, lecz my kontrolujemy wszystkie urządzenia nie tylko na Marsie, ale też na Księżycu.

– Księżycowa infrastruktura ISA jest naszych rękach i w każdej chwili możemy wszystko wyłączyć – zagroził Güner Kromer. – My proponujemy współpracę, tym razem naprawdę dla dobra ludzkości, a nie dla dobra kolejnych rządów, czy korporacji.

– Reprezentantem marsjańskich osadników ustanawiamy moją siostrę, Alice Floyd – dodała Kate. – Oczywiście jeśli zgodzi się podjąć tej funkcji.

Nagranie trwało jeszcze kilka minut, ale do Alice nic więcej nie docierało. Oszołomiona opuściła biuro i mechanicznym krokiem poszła do auta. Bez trudu zignorowała zgromadzonych pod jej domem gapiów i reporterów, którzy w napięciu oczekiwali jej decyzji. Aktywiści WFTS wywiesili wielki baner głoszący “dołącz do nas”.

Nastał czas kawy. Alice wyciągnęła się na kanapie i uruchomiła naścienny monitor. W rogu ekranu migała ikona intrekomu ISA, informująca o prywatnej wiadomości. Pierwszą częścią pliku było nagranie z Hiszpanii sprzed wielu lat. Tym razem to Kate była jego autorką. W kadrze pojawiła się rozweselona Alice.

– No, to rzeczywiście wymyśliłaś. Wolna planeta Mars. Jak ty to sobie wyobrażasz?

– Po prostu sobie wyobrażam – odpowiedziała Kate z rozbrajającą pewnością siebie.

– To jest nierealne.

Nagranie zmieniło kolorystykę i w miejscu andaluzyjskiej plaży, pojawiła się prywatna kwatera w marsjańskiej bazie.

– Nie będę nawet udawać, że wiem, co myślisz – wyznała Kate. Wyglądała na pełną werwy i energii. – Chcę tylko, żebyś wiedziała, że cię kocham. Od zawsze byłam pewna, że chcę to zrobić. Jedyne, co stało na przeszkodzie, to świadomość, że mogę cię nigdy więcej nie zobaczyć. Ale muszę być wierna sobie. Wiem, że to rozumiesz. W razie czego w moim nowym domu jest miejsce dla ciebie. Może tym razem ty też to sobie wyobrazisz?

Ekran zgasł, a w salonie zrobiło się cicho. Odgłosy z zewnątrz nie przeszkadzały Alice, która przez lata wystąpień publicznych wykształciła ochronną powłokę na wrzeszczące tłumy.

– Może spróbuję?

 7.

Alice zazwyczaj unikała podniosłego tonu w przemówieniach, lecz tym razem ubranie słów w odświętne nuty wydało jej się właściwe. Stojąc przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, zmagała się z intensywnymi uczuciami. Odpowiedzialność, jaką na siebie wzięła, była cięższa niż wszystko, czego w życiu doświadczyła, a mimo to czuła się dobrze. Nie miała gotowych rozwiązań, nie znała wszystkich odpowiedzi, ale chciała je poznać i dlatego znalazła się w tym miejscu.

– Dlaczego akurat teraz? Z punktu widzenia prawa, wiosna na Marsie nie wnosi nic nowego, ale jestem przekonana, że moja siostra wybrała ten moment nieprzypadkowo. Wiosna to w końcu symbol. Symbol nowego otwarcia i nowej szansy. A czymże jest prawo, jeśli nie zbiorem symboli i pojęć, które porządkują nasze życie? Sądzę, że wraz z wiosną, przyszła pora na nowe otwarcie. Nie tylko w kolonizacji ciał niebieskich, ale też w myśleniu o naszej cywilizacji. Spróbujmy więc tej marsjańskiej wiosny i zastanówmy się, co dobrego nam przyniesie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s