O twórczych poradach, których nie chcę dawać
W internecie można znaleźć niezliczone ilości porad dla pisarzy: jak budować bohaterów, jak konstruować fabułę, jak pisać dialogi, jak „pokazywać, a nie mówić”. Serio – jeśli ktoś potrzebuje listy zasad, technik i wskazówek, wystarczy pięć minut i jedno wyszukiwanie. I szczerze mówiąc, nie mam potrzeby dorzucać do tego kolejnej cegiełki.
Nie dlatego, że nie lubię dzielić się wiedzą. Po prostu nie czuję się kimś, kto powinien kogokolwiek pouczać. Jest wystarczająco wielu twórców, którzy robią to lepiej, mądrzej i z większym doświadczeniem. Ja sam wciąż się uczę, błądzę, próbuję, popełniam błędy i to jest dla mnie naturalna część procesu.
Zamiast więc budować kolejną listę złotych reguł pisania, wolę skupić się na pisaniu. Na tworzeniu historii, które żyją w mojej głowie i które chcę przenieść na papier. Ale pomyślałem, że mogę zrobić coś innego: opowiedzieć o tym, jak wygląda mój proces twórczy. Nie jako poradnik, lecz jako źródło inspiracji. Może ktoś rozpozna w tym swoje własne zmagania, może coś z tego mu się przyda.
Chętnie podzielę się tym, skąd biorą się moje pomysły, jak rodzą się u mnie światy, dlaczego czasem wszystko płynie, a czasem stoi w miejscu jak zamarznięta rzeka. Jeśli choć jedna osoba uzna to za pomocne, to super. Jeśli nie, to przynajmniej będzie to szczery zapis drogi, którą sam idę.
Bo zamiast mówić innym, jak powinni tworzyć, wolę po prostu pokazać, jak ja to robię.
PS.
Fotka pochodzi z larpa Wiry Pontaru, a jej autorką jest niesamowita Klaudia Mikulec.
